wtorek, 7 lipca 2009

puzzle

...bo to wszystko jest jak puzzle właśnie. Myślę, że kiedyś każda historia ma swój czas, kiedy wszystko jest jasne od początku do końca. A to, co wydawało się wielką niewiadomą jest proste, jak budowa cepa.

Rano przyszedł sms.
Z komórki T. Podpisany boss of T. Że pewnie jestem zadowolona z obrotu sprawy, że on jest w szpitalu (czyt. po kolejnej próbie) i cała seria obwinień. W ogóle jakaś totalna, wywalona w kosmos abstrakcja. Zresztą co myśleć, kiedy gada się z dorosłym facetem
i każe się mu zachowywać jak dorosły, a on mówi, że taki nie jest; że jest dzieckiem chyba... Naprawdę nie sądziłam, że ręce potrafią opaść tak nisko.

O ile po pierwszej tej akcji miałam kilka dni wyjęte z życiorysu, o tyle teraz jestem zła. Może nie mam serca, ale to jest już za dużo! Tym bardziej, że szyte jest to grubymi bardzo nićmi. Dla mnie to już koniec tej historii. Smutne, że w taki sposób, ale wiem, że to dobry, ale nieobliczalny człowiek. Szkoda, że taki obrót przybrało to wszystko...

Brak komentarzy: